piątek, 15 marca 2013

2/9. Trudne początki

Ania mogła już wyjść ze szpitala. Mama zakupiła jej wózek inwalidzki, na którym mogła poruszać się jej córka. Dziewczyna była naprawdę w podłym humorze. Starała się milczeć, bo wiedziała, że gdy spróbuje coś powiedzieć, pewnie skończy to się kłótnią. Matka wyjęła wózek z bagażnika samochodu i pomogła córce na nim usiąść. Potem spojrzała w górę domu na okna pokoju jej córki znajdującego się na pierwszym piętrze. Widok z okna był tam naprawdę wspaniały. Widać było stamtąd całą stadninę: stajnię, dwie prostokątne ujeżdżalnie (w tym jedną krytą), lonżownik i hektary lasów/łąk. Kiedyś dziewczyna godzinami mogła wyglądać za okno, podziwiając z góry konie. Ale na piętro prowadzą jedynie schody, po których z wózkiem nie wjedzie.
-Poczekasz tu?- spytała Magda.- Zaraz wracam.
-Taa, pewnie- mruknęła Ania.- Przecież nigdzie nie pójdę.
Matka westchnęła cicho i poszła do domu.
-Hej, Ana- powiedział jakiś głos za nią. Odwróciła się i zobaczyła Wojtka- jej najlepszego przyjaciela ze stajni, mającego tu własnego konia: gniadego ogiera Ramireza rasy selle français, którego w tej chwili prowadził osiodłanego.
-Dla ciebie Anna- warknęła.
-Hej- zaśmiał się.- A co z moją Aną?
-Umarła- odparła ponuro- wraz z moimi marzeniami.- Ramirez trącił ją pyskiem w rękę- jeszcze kilka tygodni temu Ania roześmiałaby się radośnie, przytulając gniadka, teraz jednak odepchnęła gwałtownie jego łeb od siebie- Możesz  zabrać ode mnie to zwierzę?- spytała poirytowana.
-Lubi cię- Wojtek poklepał ogiera po szyi.
-Bez wzajemności. A teraz znikaj mi z oczu.
Chłopak otworzył usta chcąc coś jeszcze powiedzieć, ale się rozmyślił. Zręcznie wskoczył na grzbiet ogiera i pogalopował w stronę lasu. Wtedy wróciła Magdalena.
-Przeniosłam ci część twojego pokoju na parter- oznajmiła. Czekała na jakąś reakcję ze strony córki, ale Ania nic nie odpowiedziała.- Chodź, zawiozę cię do stajni. El się za tobą stęskniła- złapała za rączki od wózka, prowadząc go w stron stajni.- Co ty na to?- wymusiła na niej odpowiedź.
-Humf- mruknęła Ania.
Magda zatrzymała wózek przed boksem Eleonory. Klacz zarżała krzepiąco, trącając swoją panią w ramię.
To rżenie... Ani przed oczami stanął pamiętny obraz: las, burza, huk, rżenie, upadek...Dziewczyna krzyknęłai omal nie spadła z wózka. Odepchnęła od siebie łeb klaczy i uciekła wzrokiem, przed zdziwionym spojrzeniem mamy.
-Chcę stąd iść- powiedziała.- Nie chcę tu być.
-Ależ Aniu...
-Nie! Nienawidzę tego miejsca i tych zwierząt. Nigdy więcej nie chcę na oczy widzieć żadnego konia!
___________________________
Rozdział krótki i nudny, ale nie chciało mi się dłużej pisać. ): Póki co może być ;) Nie wiem, czy zauważyliście, ale dodałam kilku bohaterów na stronie o tym samym tytule. (:

2 komentarze:

  1. Wcale nie jest nudny. Może troche krótszy od pozostałych ale mimo wszystko bardzo mi się podoba. Fajnie jest opisane i w ogóle no i załamka Ani- "Nienawidzę tego miejsca i tych zwierząt. Nigdy więcej nie chcę na oczy widzieć żadnego konia!" Biedna Eleonora...

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiem dlaczego okropnie szkoda mi Ani (dziwne, bo swoją bohaterkę bez mrugnięcia okiem potrąciłam samochodem) :c
    Fenomenalnie wszystko opisujesz. Zwykle nie przepadam za narracją trzecioosobową, a tutaj bardzo fajnie mogę się wczuć w bohaterkę :) Idę zjadać kolejny rozdział

    OdpowiedzUsuń