Ania mogła już wyjść ze szpitala. Mama zakupiła jej wózek inwalidzki, na którym mogła poruszać się jej córka. Dziewczyna była naprawdę w podłym humorze. Starała się milczeć, bo wiedziała, że gdy spróbuje coś powiedzieć, pewnie skończy to się kłótnią. Matka wyjęła wózek z bagażnika samochodu i pomogła córce na nim usiąść. Potem spojrzała w górę domu na okna pokoju jej córki znajdującego się na pierwszym piętrze. Widok z okna był tam naprawdę wspaniały. Widać było stamtąd całą stadninę: stajnię, dwie prostokątne ujeżdżalnie (w tym jedną krytą), lonżownik i hektary lasów/łąk. Kiedyś dziewczyna godzinami mogła wyglądać za okno, podziwiając z góry konie. Ale na piętro prowadzą jedynie schody, po których z wózkiem nie wjedzie.
-Poczekasz tu?- spytała Magda.- Zaraz wracam.
-Taa, pewnie- mruknęła Ania.- Przecież nigdzie nie pójdę.
Matka westchnęła cicho i poszła do domu.
-Hej, Ana- powiedział jakiś głos za nią. Odwróciła się i zobaczyła Wojtka- jej najlepszego przyjaciela ze stajni, mającego tu własnego konia: gniadego ogiera Ramireza rasy selle français, którego w tej chwili prowadził osiodłanego.
-Dla ciebie Anna- warknęła.
-Hej- zaśmiał się.- A co z moją Aną?
-Umarła- odparła ponuro- wraz z moimi marzeniami.- Ramirez trącił ją pyskiem w rękę- jeszcze kilka tygodni temu Ania roześmiałaby się radośnie, przytulając gniadka, teraz jednak odepchnęła gwałtownie jego łeb od siebie- Możesz zabrać ode mnie to zwierzę?- spytała poirytowana.
-Lubi cię- Wojtek poklepał ogiera po szyi.
-Bez wzajemności. A teraz znikaj mi z oczu.
Chłopak otworzył usta chcąc coś jeszcze powiedzieć, ale się rozmyślił. Zręcznie wskoczył na grzbiet ogiera i pogalopował w stronę lasu. Wtedy wróciła Magdalena.
-Przeniosłam ci część twojego pokoju na parter- oznajmiła. Czekała na jakąś reakcję ze strony córki, ale Ania nic nie odpowiedziała.- Chodź, zawiozę cię do stajni. El się za tobą stęskniła- złapała za rączki od wózka, prowadząc go w stron stajni.- Co ty na to?- wymusiła na niej odpowiedź.
-Humf- mruknęła Ania.
Magda zatrzymała wózek przed boksem Eleonory. Klacz zarżała krzepiąco, trącając swoją panią w ramię.
To rżenie... Ani przed oczami stanął pamiętny obraz: las, burza, huk, rżenie, upadek...Dziewczyna krzyknęłai omal nie spadła z wózka. Odepchnęła od siebie łeb klaczy i uciekła wzrokiem, przed zdziwionym spojrzeniem mamy.
-Chcę stąd iść- powiedziała.- Nie chcę tu być.
-Ależ Aniu...
-Nie! Nienawidzę tego miejsca i tych zwierząt. Nigdy więcej nie chcę na oczy widzieć żadnego konia!
___________________________
Rozdział krótki i nudny, ale nie chciało mi się dłużej pisać. ): Póki co może być ;) Nie wiem, czy zauważyliście, ale dodałam kilku bohaterów na stronie o tym samym tytule. (:
Wcale nie jest nudny. Może troche krótszy od pozostałych ale mimo wszystko bardzo mi się podoba. Fajnie jest opisane i w ogóle no i załamka Ani- "Nienawidzę tego miejsca i tych zwierząt. Nigdy więcej nie chcę na oczy widzieć żadnego konia!" Biedna Eleonora...
OdpowiedzUsuńNie wiem dlaczego okropnie szkoda mi Ani (dziwne, bo swoją bohaterkę bez mrugnięcia okiem potrąciłam samochodem) :c
OdpowiedzUsuńFenomenalnie wszystko opisujesz. Zwykle nie przepadam za narracją trzecioosobową, a tutaj bardzo fajnie mogę się wczuć w bohaterkę :) Idę zjadać kolejny rozdział