sobota, 17 sierpnia 2013

4. Galop

Podkład dźwiękowy ;)

~Gabi~

   Trzy oddechy rozbrzmiewały rytmicznie w powietrzu. Sapanie konia i dwóch dosiadających go dziewczyn niosło się w nocnej ciszy. Tu-tu-tu, tu-tu-tu, tu-tu-tu stukały końskie kopyta na leśnej ściółce. Pochylałam się nisko nad szyją ciemnobrązowej klaczy, starając się utrzymać żwawy galop. Gdy tylko spróbowała zwolnić bezlitośnie dociskałam łydki do jej boków, nierzadko uderzając też konia otwartą dłonią w łopatkę lub końcówką wodzy po szyi. Narzucałam bezlitosne tempo. Dziesiątki godzin, które spędziłam w galopie, półsiadzie lub anglezowaniu odkąd zaczęłam jeździć dały mi niezłą kondycję. Dlatego nie miałam problemu z utrzymaniem się na koniu, nawet po tylu godzinach jazdy pod rząd, w dodatku bez siodła. Bardziej martwiłam się o moje towarzyszki. Emilka ściskała mnie kurczowo w pasie. Kilka razy już straciła równowagę, przez co obie omal nie wylądowałyśmy na ziemi. Słyszałam za uchem jak łka. Wiedziałam nawet dlaczego... Też martwiłam się o Patrycję. Na moich oczach wykrwawiała się na śmierć, a porywacze prawie do niej dotarli. Ale nie mogłyśmy nic zrobić. Kiedy kamień trafił w naszą klacz, nawet ja prawie spadłam. Potem zatrzymanie jej zajęło mi niemal dwadzieścia minut, wcześniej nie było mowy nawet o zawróceniu. Kiedy wreszcie ją uspokoiłam, nie miałyśmy po co wracać. Wytłumaczyłam Emilce, która była gotowa wracać tam na piechotę, że w ten sposób naprawdę nic nie zdziałamy. O wiele  lepiej będzie wrócić do domu i wezwać pomoc. Albo w najbliższym mieście zadzwonić gdzie trzeba. ,,Jeśli damy się teraz złapać- powiedziałam- nikt nigdy nas nie znajdzie. Pomożemy Pati z rodzicami i policją." Emilia, niezbyt pocieszona, zgodziła się jechać ze mną. Wtedy był nasz ostatni ,,postój''. Od tamtej pory minęło już wiele godzin. Wyjechałyśmy koło południa, teraz księżyc był już wysoko na niebie. Wiedziałam, że zaraz zabiję towarzyszki albo chociaż klacz, bez której tak czy inaczej daleko nie zajdziemy. Jesteśmy już pewnie daleko od porywaczy, chociaż jeszcze nie widzieliśmy nawet jednego domu czy człowieka. Ten las musi mieć niewyobrażalne rozmiary. Chociaż prawdą jest też, że wciąż błądzimy. Nie jechałyśmy cały czas prosto. Stare ogrodzenie, kawałek muru, głębokie jezioro, powalone drzewo czy coś w tym rodzaju zmuszało nas do skrętu. Zobaczyłam na horyzoncie niewielki, przejrzysty strumyczek. Wystarczający, żebyśmy zaspokoiły pragnienie i mogły rozbić obóz. Postanowiłam doprowadzić tam konia już w ręku. Siadłam prosto, obciążając tył konia.
-Prr- zawołałam, ściągając wodze.- Pryt!
Klaczy chyba pomieszało się trochę w głowie. Myślałam, że po takim biegu z radością się zatrzyma, a tymczasem ona zarzuciła głową, brnąc naprzód. Po dłuższej walce zatrzymała się przed samą wodą. Chociaż i tak ledwie udało mi się ją utrzymać.
-Co ty robisz?- spytała Emilia.- A Pati? Musimy wezwać pomoc. Nie możemy...
W tej chwili zasnęła na siedząco. Przechyliła się i z głuchym łupnięciem upadła na ziemię. Na skutek upadku obudziła się, unosząc głowę, jęknęła coś pod nosem, po czym znów zasnęła. Postanowiłam zająć się nią później. Na razie muszę się zająć się klaczą. Pozwoliłam napić się jej parę łyków, ale była zgrzana i więcej dobrze by jej nie zrobiło. Wypiła z litr wody, kiedy oderwałam ją od strumyczka. Musiałam ją występować. Pewnie miała już dość jeźdźców, więc prowadziłam ją w ręku dookoła. Kiedy ochłonęła, przywiązałam ją do drzewa przy strumyku i pozwoliłam pić do woli. Złożyłam dłonie razem, przyciskając je do siebie mocno i tak zaimprowizowanym ,,koszyczkiem" nabrałam lodowatej wody. Podeszłam do Emilii, wylewając jej ją na twarz. Dziewczynka usiadła gwałtownie krztusząc się i dysząc. Spojrzała na mnie przerażonymi oczami, w których zaraz zalśniła ciekawość i zdenerwowanie.
-Nie możesz teraz spać, bo jeszcze się nie obudzisz- wyjaśniłam.- Napij się, odpocznij. Potem ja mogę objąć pierwszą wartę.
-Wciąż uważam, że odpoczynek to- włożyła twarz do strumienia, pijąc łapczywie, jednocześnie kontynuując:- ne e dopy omys.
-Co?- spytałam.
Uniosła głowę, a jej zaczerwienione od wody oczy ciskały błyskawice.
-Że odpoczynek to NIE JEST DOBRY POMYSŁ!
Słowa, które wcześniej zagłuszyła woda, teraz Emilia niemal wykrzyczała.
-Emi- powiedziałam łagodnie- naprawdę nic nie możemy zrobić. Nie utrudniaj mi życia, bo dla mnie też nie było zostawić przyjaciółkę i błąkać się z tobą po lesie.
Spuściła wzrok, ale nic nie odpowiedziała.
Spojrzałam kątem oka na pasącą się teraz klacz. Postanowiłam wyjąć jej wędzidło z pyska. W końcu nie wolno przywiązywać konia za wodze. Trzymając za podgardle odpięłam paski policzkowe z obu stron. Odczepiłam ,,kawałek metalu" wraz z wodzami. Cały czas przytrzymywałam klacz, kombinując co teraz. Jak przywiązać konia? Musiałam uważać na wędzidło, bo bez wątpienia jeszcze się przyda. Na wodzy przy kółkach wędzidłowych było zapięcie. Odpięłam wodze przypinając jeden ich koniec do nachrapnika w taki sposób, w jaki były przypięto do wędzidła. Przerzuciłam wodze nad średniej grubości gałęzią i drugi ich koniec zapięłam na nachrapniku. Gałąź znajdowała się na tyle nisko, żeby koń mógł się paść lub pić, ale i na tyle wysoko, żeby nie musiała stać całą noc z opuszczoną na siłę głową. Upewniłam się tylko, że wystające z gałęzi drobniejsze gałązki skutecznie zablokują wodze, w razie szarpnięcia się konia. Potem usiadłam obok klaczy, pijąc łapczywie wodę. Też byłam spragniona. Potem położyłam się na brzuchu w strumieniu, pozwalając by woda mnie schłodziła. Uniosłam głowę nad wodę, żeby móc oddychać i mówić.
-Jak ci się spodobała przejażdżka?- Wskazałam klacz.
-Przejażdżka? Myślałam, że padnę po drodze.- Usiadła mi na karku, podtapiając mnie jeszcze bardziej, chociaż woda sięgała niżej niż do kolan. Zaśmiała się cicho:-Ale miło spędziłam dzień.
-Belbutfunb- wybulgotałam.
-Co?- Zachichotała.
Naprężyłam mięśnie, unosząc plecy razem z Emilką i łapiąc łapczywy oddech.
-Zejdź ze mnie- wysapałam.
Usiadłyśmy razem na brzegu. 
-Idź spać- zaproponowałam.- Obejmę wartę.
Skinęła tylko głową z aprobatą. Kiedy zasnęła postanowiłam się rozejrzeć. Zaczęłam wspinać się na drzewo. Nie było to zbyt łatwo, ale zaczęło mi się udawać. Wreszcie weszłam na taką wysokość, na jakiej gałęzie jeszcze mogły mnie utrzymać- prawie na sam czubek. Chociaż w tej ciemności widziałam naprawdę niewiele, bez problemu dostrzegłam strużkę białego dymu wznoszącego się na horyzoncie. Zjechałam- tak, to dobre słowo- na dół. Spod podartych spodni popłynęły strużki krwi. Syknęłam cicho. Postanowiłam i tak nie budzić Emilii, ale sama nie miałam zamiaru spać. Doprowadziłam nogi do ładu, po czym siedziałam na trawie z głową między nogami i odpoczywałam bez snu. O świcie doprowadziłam ogłowie do ładu, przez te parę minut pozwoliłam Emilii spać. Obudziłam ją, kiedy klacz nadawała się do wsiadania.
-Cały czas mówię o niej ,,koń" lub ,,klacz"- zauważyłam podsadzając Em.- Masz może pomysł na imię dla niej?
-Stella- zaproponowała z lekkim uśmiechem.
Zgodziłam się z nią. Wgramoliłam się na grzbiet Stelli, tym razem za Emilką, żebym mogła ją przytrzymywać i ruszyłyśmy w stronę, z której leciał dym. Miałam tylko nadzieję, że to nie jest pułapka.

5 komentarzy:

  1. Genialne jak zawsze ^^ Czekam na next ;p

    OdpowiedzUsuń
  2. Jakie zakończenie omgggg... Tak długo na to czekałam a tu ani słowa o Patrycji! No dobra może kilka było ale nie takie jakich oczekiwałam. Ty ty ty, nieładnie! Stella. Pospolite imię, ale bardzo mi się podoba. Świetnie, świetnie tylko tak dalej. Czekam na nn ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Ładne imię dla konia :D choć zgadzam się z Nikki, dość pospolite.
    A co do notki to myślę, że znasz moje zdanie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O to chodziło :P Nie po to pytałam o pomysł 10 letnią siostrę stryjeczną, żeby to było coś wyszukanego. Em ma 10 lat, a chciałam, żeby imię pasowało do jej możliwości ;)

      Usuń
  4. zostałaś nominowana do Libster Blogger Award! :) http://myequine-world.blogspot.com/2013/12/liebster-blogger-awards.html

    OdpowiedzUsuń