Ania obudziła się. Była radosna jak zwykle (szczególnie w sobotę), już zastanawiała się co porobi z końmi. Dopiero gdy spróbowała wstać wspomnienia z ostatnich dni powróciły i spochmurniała. Z trudem usiadła na stojącym przy łóżku wózku. Wściekła złapała leżącą na łóżku poduszkę i cisnęła nią w szafkę. Drzwi szafy się otworzyły i wyleciała z nich skakanka. Dziewczyna podniosła skakankę, żeby schować ją na dobre. Ty już nigdy mi się nie przydasz, pomyślała. W ogóle nie wiem dlaczego ja żyję... Powinnam była zginąć wtedy. A gdyby tak pomóc przeznaczeniu? Może Bóg wtedy się pomylił i to teraz to był jakiś znak, obróciła trzymaną w ręce skakankę. Zawiązała staranną pętlę jak na stryczku i już chciała przywiązać skakankę do żyrandola, kiedy w końcu wrzuciła ją do szafy.
-Co ja wyprawiam?!
Podjechała do okna (choć teraz mieszkała na parterze, to i tak jej okna wychodziły na stadninę) i spojrzała na panoramę swojej posiadłości. Dziś było tu tak... cicho. Zycie w stadninie zaczynało się od samego rana. Najpierw opieka nad końmi, karmienie, sprzątanie boksów, czyszczenie i takie tam, koło dziesiątej było tu pełno kursantów (niektórzy jeździli w zastępie inni przyjeżdżali wcześniej by, czekając na swą kolej, pobyć trochę wśród koni) i prywatnych jeźdźców. Wszędzie rozlegało się końskie rżenie i tętent kopyt. Teraz nic. Ania spojrzała na zegarek: 11:20. Drzwi od stajni pozostawały szczelnie zamknięte. Na ujeżdżalni nie ujrzało się jednego człowieka, nie mówiąc o koniach. Zimowy wiaterek popieścił chorągiewkę przy stacjonacie. Wtedy dziewczyna zauważyła śnieg na ujeżdżalni. Sądząc po przeszkodzie, do której połowy sięgał mogło go być z sześćdziesiąt centymetrów. Pewnie przez noc tyle napadało. Ale zawsze odśnieżało się ujeżdżalnię. Mimo iż od jazd zimą była hala, jeźdźcy i tak woleli jeździć na powietrzu. Hali używało się tylko na deszcz albo wyjątkowo potężną śnieżycę. Co jest?, zastanawiała się Anna. Ścieżka do stajni na szczęście została odśnieżona, więc dziewczyna mogła tam pojechać.
Otworzyła drzwi i co zobaczyła? W stajni niemal w ogóle nie było miejsca. Siedziało tam ze 40 osób. Jednak nastrój był dość przygnębiający.
-Oo, Aniu- właśnie z siodlarni wyszła jej mama.- A jednak jesteś.
-Co tu się dzieje?- spytała.- Czemu wszyscy siedzą tutaj? Przecież jest piękna pogoda.
-Spełniam twoje życzenie.
-Nie rozumiem...
-Nie chciałaś więcej widzieć koni, a że mieszkamy w stadninie, której nie zamierzam sprzedawać, zabroniłam komukolwiek się stąd ruszać konno.
-Jesteś z siebie zadowolona- mruknęła do niej Agata- jej rywalka ze stajni. Chociaż mimo iż się nie znosiły, Aga kochała konie, tak jak wszyscy tu obecni.
-Nie o to mi chodziło- odparła Ania.- Niech jeżdżą konno... skoro chcą. Jeśli mój przykład dla nich nic nie znaczy. Może jeśli jeszcze ktoś wyląduje na wózku przez głupi sport, może inni też zrozumieją.
Chciała odjechać do domu, kiedy usłyszała za sobą wołanie Wojtka.
-An, czekaj!
Zignorowała go i jechała dalej, ale on ją wyprzedził i zagrodził jej drogę.
-Kurcze, nawet na kółkach jesteś szybka- chciał obrócić to w żart, ale twarz Ani błyskawicznie zrobiła się czerwona ze wściekłości.
-Możesz się wreszcie odwalić ode mnie?!- wycedziła przez zęby.
-Przepraszam, ja...
-Idź do tego swojego Ramka-sramka i daj mi spokój!
Chciała odjechać, ale Wojtek złapał za oparcie od wózka zatrzymując ją.
-Zmieniłaś się...- szepnął.
-Wszyscy się zmieniają, takie życie.
-Aniu proszę...
-No już, spadaj, młody -spróbowała go odepchnąć od siebie, ale on stanął w miejscu poza jej zasięgiem.
-Czyżbyś zapomniała? Radość bierze się nie ze skakania, galopowania, czy ujeżdżania konia, ale z przebywania z nim.
Wyrwała mu się i chciała odjechać, kiedy z ust chłopca padły kolejne słowa:
-Pracuj nad sobą, z koniem się baw.
Dziewczyna znieruchomiała. Zawsze tak powtarzała podczas treningu. Uważała, że każdy błąd na zawodach to jest jej wina, może za wcześnie/późno zrobiła półsiad, a może źle naprowadziła konia na przeszkodę. Dlatego sama ćwiczyła z całych sił (często dosiadała różnych koni podczas treningu, żeby jednego nie zamęczać, a móc samej coś doszlifować), a każdą chwilę w siodle, szczególnie z Eleonorą, traktowała jako wielką radość.
Wtedy jednak te słowa nie miały takiego znaczenia jak teraz. Wówczas bowiem Ania była w pełni sprawna i ta ,,praca nad sobą" zależała tylko od jej techniki jeździeckiej. Teraz było to coś więcej. Dziewczyna wiedziała, że mogłaby jeszcze dosiąść konia, oczywiście, że by mogła. Ale po co? Cudem uszła z życiem z tamtego wypadku. Czyżby taki cud stał się tylko po to, by znów wsiadła na konia?
Ania westchnęła, a zabrzmiało to głośniej, niżby chciała.
-Aniu?- chłopiec nie zamierzał się poddawać, tym bardziej, że to westchnienie oznaczało dla niego, że w jego przyjaciółce coś pękło. Coś, co przez ostatnie dni trzymało dawną Anię na dystans.
-Wojciu- zwróciła się do niego tak jak zwykła mówić przed wypadkiem.-Wszyscy macie mnie za taką szuję, która sama nie może jeździć, to najchętniej wybiłaby wszystkie konie na ziemi. To nieprawda. Kocham El i wszystkie inne konie. Ja po prostu... boję się.
-Ja... rozumiem. Chyba...
-Nie! Nic nie rozumiesz... Nie było cię tam. Ten wypadek wciąż wspominam jak scenę z jakiegoś horroru. Huk, pisk, rżenie... I całe życie straciło swoje barwy...
Odjechała do domu, pozwalając mu, by sobie wszystko przemyślał.
Skoro opowieść ma być dość realna, staram się ograniczać dopiski pod notkami, jako że są one komentarzami ode mnie- tej, która nie bierze udziału w akcji opowiadania. ;)
Tylko mam jedno pytanie: dlaczego jest tak mało komentarzy (przynajmniej w porównaniu z K-S-K)? Czy naprawdę nikt tego nie czyta (zwracam honor Valerio, Spirit), czy po prostu komentować nie chcecie/ nie możecie? Staram się jak mogę, a tu pod trzema notkami cztery komentarze. To na tamtym blogu pod jedną notką bywa z 5-6 komci... Ale mniejsza z tym... Będę pisać nawet dla samej siebie. I tych którzy pokazują, że są ze mną (Valeria Spirit). :D
"Radość bierze się nie ze skakania, galopowania, czy ujeżdżania konia, ale z przebywania z nim"- bez obrazy ale poczułam się troche jakbym czytała przerobiony opis mojego bloga... Mniejsza
OdpowiedzUsuńRozdział świetny, ciesze się że go dodałaś. Długo na to czekałam, bo chyba uzależniłam się od opowiadania o Ani. Czekam na nn ^^
Bo to jest opis Twojego bloga, ale również aforyzm, który znam już od bardzo dawna
Usuńhttp://kare-serce-konia.blogspot.com/p/konskie-aforyzmy.html
Numer 65. ;)
Ale jeśli Cię uraziłam, to bardzo przepraszam. :(
Wiem, że jestem upierdliwa :DD
OdpowiedzUsuńAle mam prośbę, czy byś mogła dodać opcję dla obserwatorów? ;)
A co do opowiadanie, to świetny :D