niedziela, 10 marca 2013

1/9. Złe wiadomości

Ania otworzyła oczy i zakasłała cicho. Rozejrzała się dookoła. Leżała w łóżku, stojącym w białym pokoju. Przy niej siedzieli jej rodzice. Eleonora; las; wichura; gałąź, która zwaliła ją z siodła; korzeń, na który upadła... Wszystko zniknęło, a nawet mogło się wydawać, że to w ogóle się nie wydarzyło. A może to był tylko sen? Może Ania leżała tu nieprzytomna już tak długo, że uciekła w jakiś swój własny świat?
-Gdzie ja jestem?- wychrypiała.
-W szpitalu- odpowiedziała Magdalena- mama Ani.
- Kiedy wróciliśmy z targu ciebie nigdzie nie było- kontynuował Krzysztof- tata Ani.- Po niedługim czasie do stadniny przybiegła twoja klacz. Była śmiertelnie przerażona, ale co najważniejsze- sama. Wzięliśmy psy, konie i postanowiliśmy cię poszukać.
Okazało się, że oprócz dwóch koni, których dosiadali rodzice Ani, wzięli również Eleonorę i to klacz doprowadziła ich do dziewczyny. Jednak zanim wyruszyli na dworze znów rozszalała się śnieżyca i dziewczyna została znaleziona przysypana śniegiem, a teraz ma coś w rodzaju zapalenia płuc. Była nieprzytomna przez dwa dni.
W drzwiach sali szpitalnej ukazał się lekarz. Z samego wyrazu jego twarzy można by wyczytać, że nie ma dobrych wieści.
-Mogą państwo pozwolić na chwilę- wskazał na korytarz.
Rodzice Ani skinęli głowami i podążyli za lekarzem, zostawiając córkę samą.
Lekarz wziął głęboki oddech po czym powiedział:
-Właśnie otrzymałem wyniki badań państwa córki... Na skutek upadku doszło do uszkodzenia dolnej części kręgosłupa. Co prawda rdzeń kręgowy nie został zerwany, ale doszło do jego poważnego uszkodzenia...
-Mówże pan po ludzku!- zdenerwował się Krzysztof.
-Państwa córka jest sparaliżowana od pasa w dół- odparł lekarz.
-Paraliż?- Magdalena usiadła na najbliższym krześle.- Ania już nigdy nie stanie na nogach o własnych siłach?
-Tego bym nie powiedział. Jak już mówiłem nie doszło do zerwania rdzenia kręgowego, więc jest cień szansy na to, że Anna odzyska dawną sprawność. Trzeba jednak wielkiej wiary, dużej ilości ćwiczeń i przede wszystkim czasu.
-Jaka jest szansa, że Ania odzyska dawną sprawność?- spytał Krzysztof.
-Nie więcej niż 10%- ktoś z drugiego końca korytarza zawołał lekarza., a ten machnął ręką w tamtą stronę.- Przepraszam, ale jestem tam potrzebny. Później jeszcze do państwa wrócę.
Lekarz odszedł, a ojciec Anny oparł dłonie na krześle, spojrzał w podłogę i pokręcił głową.
-To wszystko mnie przytłacza- powiedział zrezygnowany.
-Mnie też- żona położyła mu swoją dłoń na jego.
-Nie rozumiesz- zabrał rękę.- Myślę, że potrzebuję... odpoczynku. Muszę to wszystko przemyśleć.
-Odpoczynku? Przemyśleć? O czym ty mówisz?!
-Lepiej będzie dla was, jeśli na jakiś czas się rozstaniemy- starał się unikać zrozpaczonego spojrzenia żony, która wreszcie wszystko zrozumiała.- Już dawno szef oferował mi przeniesienie do pracy w Stanach, ale nie mogłem was zostawić, a jakbym miał wziąć was ze sobą, nie mielibyśmy co zrobić z końmi. Teraz myślę, że jest na to dobry czas. Nie martw się... Zostawię wam stadninę i wszystkie oszczędności. Jakoś dam sobie radę- uśmiechnął się lekko.- Dasz mi buzi na pożegnanie?
Żona z całej siły wymierzyła mu siarczystego policzka. Od uderzenia zapiekła ją dłoń.
-Masz rację- wycedziła przez zęby.- Znikaj z naszego życia i nigdy nie wracaj.
Odwróciła się i wbiegła do sali, na której leżała jej córka. Nie była to zbyt przemyślana decyzja, bo po policzkach spływały jej teraz obfite łzy, które od razu dostrzegła Ania.
-Mamo, co się stało?- spytała troskliwie.
Matka postanowiła od razu jej nie mówić o ojcu, więc podzieliła się z nią tym, o czym za chwilę sama by się dowiedziała.
-Lekarz powiedział, że jesteś sparaliżowana od pasa w dół i jest bardzo mała szansa, że kiedyś jeszcze staniesz o własnych siłach na nogach.
-Ale o czym ty mówisz? Przecież ja...- spróbowała poruszyć nogami, ale w ogóle ich nie czuła. Oczy jej się rozszerzyły, po policzkach spłynęły łzy.- Mamo!- objęła Magdę i rozpłakała się na dobre.


-Gdzie tata?- spytała Ania wieczorem, wyczekująco spoglądając na drzwi.
-On... na chwilę musiał wyjść- odparła Magdalena.
-Mamo, mam szesnaście lat.  Oczekuję konkretnej odpowiedzi.
-Twój ojciec musi sobie to wszystko przemyśleć- położyła nacisk na to słowo.- Odszedł... Po prostu nas zostawił!- krzyknęła i znów się rozpłakała.
Krzysztof tak jak powiedział, zostawił im wszystkie pieniądze. Nawet na bilet samolotowy do Chicago pożyczył od przyjaciela. Jednak to mało dla nich znaczyło. Miały pieniądze, ale też 56 koni na głowie (tego dnia, którego Ania miała wypadek jej rodzice wrócili do domu z pięknym ogierem [wszystkie konie ze stadniny były ogierami. Ogiery miały osobne wybiegi, a klacze osobne, ale tych pierwszych używano do krycia klaczy, więc zachowywano ich ,,męskość"] fryzyjskim Aramisem), z których 46-cioma musiała zajmować się praktycznie sama Magda, bo córka będzie miała problem z czyszczeniem wysokich koni, czy ich karmieniem, a wcześniej nie mieli nikogo do pomocy. Ale czy uda im się zachować stadninę? Ania jest taka cicha. Płakała tylko ten jeden raz, gdy dowiedziała się o swoim kalectwie, a teraz w ogóle o tym nie mówiła. Jak sobie poradzi patrząc na konie, których już nigdy nie będzie mogła dosiąść?
Czas pokaże...

4 komentarze:

  1. Czytałam też prolog i po prostu prawie przy nim płakałam. Tak realistycznie to opisujesz, że aż sama czułam jakbym była sparaliżowana od pasa w dół...
    Czemu wszyscy mają taki talent do pisania poza mną, co? Ładny wygląd bloga, bardzo mi się podoba- zresztą podobnie jak treść. Właśnie znalazłaś kolejną wierną czytelniczkę. Czekam na kolejną :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. TY nie masz talentu?! Dziewczyno, ja uwielbiam Twojego bloga! <3 A swojego pisania nie cierpię -,- Ale to jest moja pasja. To, że nie wszystko na jeździe mi wychodzi nie oznacza, że rzucę konie, tak samo jest z pisaniem ;)
      Ale mimo wszystko cieszę się, że Ci się podoba. :D Tym bardziej, że nie miałam czasu na przemyślenie tego- jednego dnia pomysł, drugiego założony blog i napisany prolog xD

      Usuń
    2. Hu, hu ja też prawie płakałam :c Dosłownie

      Usuń
  2. Nie mam słów by opisać ten rozdział. Oczywiście nie negatywnie, wręcz przeciwnie. Jest wręcz cudowny. Sposób w jaki piszesz, jak opisujesz sytuacje jest wręcz fenomenalny :)
    Zniecierpliwiona czekam na następny :D

    OdpowiedzUsuń